Szefowie policji rozpaczliwie próbują radzić sobie z brakiem funkcjonariuszy. Na ulice chcą wysłać dosłownie wszystkich, nawet znanych z telewizji rzeczników prasowych.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
Każdy z osiemnastu szefów komend wojewódzkich boryka się z tym samym problemem: spadkiem liczby policyjnych patroli. To skutek cięć w finansach policji i praktycznie wstrzymania przyjęć.
- Wszyscy funkcjonariusze z naszej komendy, poza szefami, mają trafić do ulicznych patroli - przyznaje oficer z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Nowy obowiązek przypadnie trzy lub cztery razy w miesiącu. Rzecznik podkarpackiej policji Paweł Międlar przyznaje: - Najprawdopodobniej niedługo trafię również do patrolu. Nieco inaczej sprawa wygląda w stołecznej policji: - Rzecznicy komend powiatowych już teraz biorą udział w patrolach. Decyzją komendanta ja nie muszę, bo i tak pracuję siedem dni w tygodniu niemal 24 godziny na dobę - tłumaczy rzecznik warszawskiej policji Marcin Szyndler.
W stolicy sytuacja jest bliska dramatu: kilka miesięcy temu zlikwidowano służbę kandydacką. Dzięki tym osobom, które wybrały służbę w policji zamiast w wojsku, ulice Warszawy patrolowało 1500 osób. Podobnie było w innych największych miastach kraju.
- Musimy jakoś wypełnić tę lukę. Stąd polecenie, aby wszyscy funkcjonariusze brali udział w patrolach - tłumaczy kierownictwo Komendy Stołeczej. Problem w tym, że wielu spośród mundurowych z komend wojewódzkich nigdy wcześniej nie patrolowało ulic: to specjaliści od finansów, kadr, administracji, informatyki lub właśnie rzecznicy prasowi.
Przyzwyczajeni do innych obowiązków funkcjonariusze nie są tak skuteczni jak służba kandydacka. W efekcie przestępczość już rośnie w stolicy, a brak pieniędzy i kryzys nie zapowiadają zmian na lepsze.
- Rząd tnie nam dramatycznie budżet, przyszłoroczny będzie jeszcze gorszy. Nieunikniony jest duży wzrost.